zaszło lecz w dali, po za sinemi wzgórzami paliło się jeszcze, rzucając na niebo czerwone smugi.
Przeląkł się chłopiec tej pożogi wyżyn, na których się oparł, samotności, ciszy. Przypominał mu się ojciec towarzysza, bandyta, z trwogą obejrzał się w koło. Pomimo wojownicze swe usposobienie, bał się strasznie rozbójników, który ch ujrzeć Zuanne pragnął znów sercem całem. Bał się Anania nawet długiego płaszcza, wiszącego śród kurzu, i pajęczyn, w chacie wdowy. Zbiegając z góry, posłyszał nawoływania swego towarzysza, a spostrzegłszy go opowiedział mu gdzie był, co widział, o niebie całem w ogniu i dodał, że mu się on tam pokazał. Syn wdowy nie bardzo mu zrazu dowierzał, lecz z dziwnem jakiemś spoglądał nań odtąd uszanowaniem. Razem wrócili do wioski, milczący i zadumani, wiodąc za sobą stado kóz, których żałosne beczenie rozlegało się w smętku zapadającego wieczoru.
Gdy nie towarzyszył pastuszkowi kóz, mały Anania spędzał dnie na cmentarzu okalającym bazylikę św. męczenników, bawiąc się z dziećmi fabrykantów świec woskowych, pracujących za kościołem. Ogromne, stuletnie dęby ocieniały obszerny cmentarz, otoczony szeregiem lodżyi zrujnowanych. Kamienne schody wiodły do kościoła, na którego nagim frontonie czernił się krzyż duży. Na wschodach tych, Anania z towarzyszami spędzał godziny całe, bawiąc się barwnemi kamykami, lub z odłamków korka lepiąc miniaturowe gromnice. Z okien pobliskiego, na koszary zamienionego klasztoru, wyglądały wąsate twarze żołnierzy; przez otwarte drzwi dawniejszych celi, widać było buty z ostrogami i rozwieszone tu i owdzie mundury. Głos jakiś grzmiał w oddali basem:
„A te questo rosario, ” czy innej jakiejś żołnierskiej piosenki zwrotkę. Jakiś braciszek, ostatni zapewne z pozostałych, w uszczuplonym, w gruzy
Strona:Grazia Deledda - Popiół Cz.I.djvu/30
Wygląd
Ta strona została przepisana.