Strona:Grazia Deledda - Popiół Cz.I.djvu/25

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Poroniłam pierworodne nie dzieciątko. Miałam potem drugiego syna. Ma teraz lat 8 i jest owczarkiem w jednej owczarni. Potem ten mi się urodził — ciągnęła, ruchem głowy wskazując małego Zuanne. — Byliśmy już wówczas ubodzy, bo mąż mój złodziejem nie był, a życie kosztowało drogo, poszedł dostatek, mienie poszło, nie nie zostało oprócz tej oto chaty.
— Jak, kiedy umarł? — pytała niecierpliwie niemal Ola, gładząc włosy uśpionego, jak sądziła, na jej kolanach dziecka.
— Jakże miał umrzeć? Wiadomo, jak mu przystało, na wyprawie. Mąż mój ani dnia jednego nie odsiadywał w więzieniu. Nie dałby się, za nicby się nie dał. Bywało żandarmi, szukając go, przetrząsają góry i lasy, a on, zmyliwszy pogoń, najspokojniej nocuje w tamtej oto komorze, lub gwarzy ze mną, siedząc u komina, tam, gdzie właśnie teraz siedzisz.
Dziecko podniosło z kolan Oli główkę. Obrzuciło okiem izbę, po chwili ukryło znów twarzyczkę na kolanach Oli.
— Dwa lata temu, dwa roki bez mała — ciągnęła monotonnym głosem wdowa, oczu i chudych palców nie odrywając od wrzeciona — dowiedział się, że żandarmi odeszli w góry, na poszukiwania. „Szukać mnie tam będą, mówi, więc najstosowniejsza chwila dla przedsięwzięcia nowej wyprawy. Z powrotem spędzę noc w domu. Wyczekuj mnie, żoneczko...”. I odtąd — ciągnęła głosu nie zmieniając — czekałam go noc jedną, drugą, trzecią. Uprzędłam cały kłąb wełny czarnej. Noc czwartą czekałam...
— Gdzież był — przerwała dziewczyna?
— Kto go wie, nie mówił gdzie idzie, mówił tylko, że na nową idzie, wyprawę — odparta wdowa z pewną niecierpliwością. — Czekałam go cztery noce, lecz smutna byłam i serce mi bilo za lada sze-