Strona:Grazia Deledda - Popiół Cz.I.djvu/144

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

mantycznem tem oświeceniu, los, który okrutnym przed chwilą mianował.
Od czasu ulicznej bójki, której był świadkiem, przestał przesiadywać, na wychodzącym na ulicę balkonie. Widok zaułków, z któremi policya sama poradzić sobie nie umiała, budził w nim odrazę. Wychodząc jednak z domu, lub wracając, spotykał często tę lub ową, z dwóch kobiet, o które poszła była wieczoru owego bójka uliczna. Ukazywały się na balkonach różowo pomalowanych domków, śród rozkwitłych goździków, zwisających szmat bielizny: siadywały na progu swych mieszkań. Zwłaszcza ta, o której mówiono, że jest z Capo di Sopra, słuszna i szczupła, o czarnych włosach i błękitnych oczach, przyciągała uwagę studenta. Zwano ją Marta Rosa. Ustawicznie bywała podochoconą. Były dnie, w które wychodziła na ulicę, brudna, nie uczesana, bosa, w podartych spódnicach, zatłuszczonych czerwonych kaftanach. Innym razem zjawiała się strojna, w zawadyackim kapeluszu, okrywce aksamitnej, fijoletowej, oszytej piórami białemi: Czasami siadywała na balkonie, udając, że coś szyje i przyśpiewując sobie głosem jeszcze dźwięcznym, piosenki, które przerywała, by obrzucić przechodnia gradem obelg, lub bezwstydnych zaczepek. Niełaskawą była zwłaszcza na sąsiadki, co ją mierzyły wzgardliwym spojrzeniem, lub których synów, czy mężów, nie udawało się jej pochwycić w swe sieci. Gdy śpiewała, głos jej dobiegał do pokoiku Anania, sprawiając mu wielką przykrość, a jeśli wdzięczna lub rzewna zwrotka wpadała mu w ucho, myślał:
— Ani się zastanawia nad tem, co śpiewa. Nie myśli to ani o Bogu, ani o śmierci, ani o podźwignięciu się z upadku. Zresztą, co by robiła? któż by ją przygarnął, dostarczył uczciwej pracy? Społeczeństwo nie dowierza pokutującym Magdalenom... Mogłaby wreszcie skrócić bieg spodlonego życia... Nic pozostaje jej nic innego...