Strona:Grazia Deledda - Popiół Cz.I.djvu/107

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wznosi się z dymem sinym, wznosi... rozwiewa... ginie...
Żegnajcie pola, ogrody, żegnajcie! Żegnajcie wzmożone szeregi ruczajów, zwiastujące zbliżanie się zimy. Żegnaj kukułko! wiosny zwiastunko! I wy mgły szare, okolice dzikie! szczyty Orthobenu na chmurnych zarysowane horyzontach, po krytewłosiem drzew dzikich, niby głowa olbrzyma. Żegnajcie góry sine, płowe obłoki żegnajcie! Żegnaj ognisko domowe, izdebko gościnna, pełna woni, miodu, jabłek, snów młodzieńczych kolebko cicha. Żegnajcie przyjaciele starzy, nędzarze, własnej nieświadomi nędzy, wydziedziczeni i pokorni: wuju Pero, ze wszystkiemi twei grzechy i ułomnościami, Efezie i ty Nanno zawsze pijani, Fane dziwaki), Rebeko nieszczęsna, waryaci, żebracy, dzieci bezmyślne, na pastwę losu rzucone, wesołe, piękne dziewczęta żegnajcie! Żegnajcie wszyscy, coście przylgnęli do duszy Anania, jak mech do kamienia, i których żegnać jest dlań zarazem rozkoszą i boleścią.
I ty żegnaj, gwiazdo zaranna nad nocną ciszą niedoli, tęczo barwna na pochmurnem wszechnędzy horyzoncie, Małgosiu! żegnaj!
Zbliżał się dzień odjazdu. Ciotka Tatana krzątała się, zajęta przygotowaniem niezliczonych a niezbędnych rzeczy. Koszule, prześcieradła, słodycze, owoce, ciastka rumiane, białe jak kość słoniowa sery i jaj choć z kopę, na początek, i miód, i wino i rodzenki, wszystkiem tem napełniała kuferki, kobiałki i jeszcze koszyki.
— Ależ to dla całego chyba pułku! — wołał Anania.
— Cicho synku! zobaczysz jak ci się to tam przyda. Nikt tam o tobie myśleć nie będzie biedaku! jak tam dasz sobie rady!
— Jakoś to będzie — odpowiadał Anania.
Ciotka Tatana miewała teraz długie, tajne,