Strona:Grazia Deledda - Po rozwodzie Cz.II.djvu/21

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

się do młodszej wnuczki: — Czemu odchodzisz? pozostań!
Minnia wzruszyła, ramionami i wyszła do kuchni, a babka jej ciągnęła:
— Co powiesz na to, Giovanno Ero i ty Bachisio, co powiesz, jest-li wieczność?
— Zapewne...
— Tak! Ale o wieczności zapominacie właśnie.
— Co tam o tem myśleć — odezwał się prawnik, powstając od stołu i ocierając obrusem usta. — Dawno mi pora. — Zabawił dłużej dla tych dwóch kobiet, które mu zresztą jeszcze nie zapłaciły za prawną pomoc.
— Czekają mnie w kancelaryi interesanci — ciągnął — pełno mam ich. Do widzenia! wszak zobaczymy się jeszcze? — zwrócił się do gości — kiedy odjeżdżacie?
— Jutro, wczesnym rankiem...
— E! pozostańcie dłużej — mówił, nakładając płaszcz swój długi i szeroki. Zia Bachisia wytrzeszczała nań małe swe, żółte oczy, myśląc w duchu, że doktorek w płaszczu tym podobny jest do tych zabawnych, a zarazem straszliwych figurek woskowych, jakiemi owczarze i czarna magia posługiwać się zwykła.
Wyszedł, za nim wyszła przez całą wieczerzę milcząca panna Gracya. Wuj Efes Masya przekręcił krzesło, siadł okrakiem i zaczął czytać gazetę.
Z kuchni dolatywały chichoty Minni ze służą-