Strona:Grazia Deledda - Po rozwodzie Cz.I.djvu/64

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

zanim go biedaka wywiozą. Odradzałam. Waryacyą jest narażać maleństwo takie na upał, lecz ksiądz Eliasz mówił, że dobrze zrobi, jeśli dziecko z sobą weźmie. Niech je rodzic przeżegna, pobłogosławi. Mówiąc to, poczciwy! łzy miał w oczach.
— Co mu do dzieci, do cudzych, temu księdzu? — zawołał Brontea nienawidzący księży w ogólności, a księdza Eliasza w szczególności, za to, że namówił stryja jego do zapisania znacznej sumy na szpital. I stara matka żywiła zato do księdza niechęć w głębi serca, tylko umiała lepiej ją skrywać i za każdym razem, gdy syn jej wygadywał na księży, zwykła była czynić pobożnie znak krzyża świętego.
— Sam nie wiesz, błaźnie, co wygadujesz — rzekła. — Ksiądz Eliasz, to prawdziwy święty! Zresztą niechby się dowiedział, że na niego wygadujesz. Nie wiesz może, że posiada księgi święte, w których mieszczą się zaklęcia, mogące szkodzić polom naszym, trzodom, pszczołom.
— Piękny mi taki święty, co uroki rzuca — zaśmiał się Bronta i zaczął rozpytywać matkę o różne szczegóły dotyczące sąsiadek: jak Giovanna rozpacza, a co mówi ciotka Bachisia, wrona stara?
— Ha! Płacz Giovanny wzruszyłby kamienie, a matka jej ręce łamie, bo, pomijając już resztę, koszta procesu, opłacenie obrońcy zrujnowało je do reszty.
Smutnej opowieści młodzieniec słuchał z wi-