Strona:Grazia Deledda - Po grzesznej drodze T.II.djvu/84

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

łkań, jęków i krzyków; same „prefiche“ płakały, zwłaszcza staruszka, która była mamką zmarłego i bywała bardzo często w jego domu. Łzy kapały jej z dużych błękitnych oczu, z krótkich, jasnych rzęs, ciekły ciurkiem po białych policzkach, a ona co chwila, podczas każdej pauzy, ścierała je rękawem od koszuli. Wyglądało, że boleść jest szczera i głęboka; pieśń, aczkolwiek bez rytmu i z nietęgim rymem, biegła z jej ust jak potok rwący, wezbrany męką, szczera, samorzutna, i robiąca wrażenie. Mamka wspominała dzieciństwo zmarłego, ciotka zaś wybiegała w przyszłość Marji, malując ją jako bardzo zakochaną i przepowiadając jej dalsze lata mocno smutne i pełne tęsknoty.
Potem obie płaczki zatrzymały się przy zaślubinach, tak jeszcze świeżych w pamięci, przy szczegółach zabójstwa i wyklinały pasterza, wzywając zemsty i kary.
— Panienko Najświętsza, — śpiewała mamka. — Ty, która widzisz błędy i grzechy ludzkie, ukarz jeszcze za życia nędznych i winnych.
— Oh, czy mogłeś się spodziewać, Franciszku Rosana, kwiecie młodzieży nuorskiej, marzenie wszystkich dziewcząt, czy mogłeś się spodziewać, kiedy śmiały i dumny przebiegałeś konno swoje hale, pełen życia i nadziei, że umrzesz od żelaza?
— Zatem nie zobaczysz już swojej małżonki, Bóg ci nie da kołysać własnych dzieci, tak jak ja kołysałam ciebie, śpiewając radość twoich późniejszych lat.
— Oh losie niesłychany i przeraźliwy! Wnuki wnukom drżący i znękani wspominać będą ten wypa-