Strona:Grazia Deledda - Po grzesznej drodze T.II.djvu/30

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Wuj Mikołaj tymczasem zbliżył się do niego, usiadł wpoprzek krzesła, z założonemi nogami i zaczął z nim mówić poważnie o interesach. Dziwnym trafem gospodarz nie był pijany i nie wyglądało, że się upije; był jakby w złym humorze i odwracając się plecami do gości, namawiał Piotra, aby powrócił do niego na służbę, tak jak gdyby byli sami i nikt ich nie słyszał. Ale młody człowiek nie chciał się zgodzić.
— Nie, nie, już postanowiłem. Zamieszkam u ciotki i będę pracował sam dla siebie. Znacie już moje zamiary, mówiliśmy o nich w więzieniu, zdaje mi się...
Nie doszli do porozumienia. Wuj Mikołaj chciał zrobić z niego chociaż swego jubarju, to znaczy dałby mu ziemię, woły i ziarno na zasiewy, a potem podzieliliby się połową zbiorów, ale Piotr i tego nie chciał. Nie zgodził się nawet na pomysł wydzierżawienia mu winnicy i zagrody. Na nic, — nie mógł, nie chciał się zgodzić na żadne kombinacje. Wuj Mikołaj zmartwił się tem, a chcąc sobie poprawić humor, zwrócił się do młodego „cudzoziemca” i wyzwał go na śpiew a disputas.
Obiad dobiegał końca; na stole dymiła kawa, a Franciszek Rosana, spojrzawszy na zegarek na ręku orzekł, że jest godzina trzecia.
Przez otwartą bramę widać było, na tle mocno błękitnego nieba, słońce, które już się spuszczało i mnóstwo lekkich, białych obłoczków, wypływających na zachodzie; był to jakby powolny przypływ małych miękkich i znikomych fal, które nadawały zimowemu