Popchnięty losem, z nadszarpniętemi nerwami i twarzą wybladłą przez zamknięcie i cierpienie, Piotr Benu wracał do domu Noinów o godzinie pierwszej popołudniu.
Podwórze zalane było jasnem i ciepłem słońcem zimowem, z kuchni rozchodził się ostry zapach pieczonego mięsiwa, a z góry, przez schody, które w słońcu świeciły wesołą szarością kamienia, dobiegał gwar tysiąca głosów, zmieszany z mnóstwem dźwięków i hałasów, naci które wybijał się krystaliczny szczęk kieliszków i talerzy.
Piotr zatrzymał się chwilę przed bramą, z oczami wlepionemi w polerowany granit schodów. Więc tam na górze, w pokoju ciotki Luizy młoda para obiaduje w weselnej kompanji? Czy ma wejść na schody? Czy ma raczej powrócić do kuchni, jak kiedyś, i zająć na nowo swoje miejsce sługi? Wspomnienia bolesne napłynęły mu do głowy, przeżywał przeszłość, a niewypowiedziane cierpienie, jakie mu sprawiała rzeczy-
Strona:Grazia Deledda - Po grzesznej drodze T.II.djvu/21
Wygląd
Ta strona została przepisana.
II.