Marja nic nie powiedziała ojcu, a tem mniej matce.
Wypłakawszy się ze złości, z pogardą i wstydem zasnęła wreszcie, szepcąc półgłosem:
Każę go wypędzić... wypędzę go i kopnę tego gałgana!
Ale, jak wiadomo, noc uspakaja. Marja obudziła się nazajutrz wcześnie. Zimny świt smutnie oświetlił izdebkę, zdaleka napływały ostre dzwony, wzywające na ranną mszę.
Pierwsze wrażenie Marji było, że miała brzydki, przykry sen, ale wkrótce świadomość rzeczywistości powróciła. Czuła znowu na policzkach rumieniec wstydu i gniewu. Boże, jakże teraz stanie przed Piotrem? Z jakim bezczelnem szyderstwem będzie teraz patrzył na nią! Ten nędznik, awanturnik, — podlec!... Wyskoczyła z łóżka. Zdawało się jej, że mówi te i inne wyrazy na głos; ubrała się powoli, zatrzymując się bezwiednie co chwila z rękami bezczynnemi, cała przejęta jedną myślą: — Co robić?
Strona:Grazia Deledda - Po grzesznej drodze T.I.djvu/94
Wygląd
Ta strona została przepisana.
VIII.