Strona:Grazia Deledda - Po grzesznej drodze T.I.djvu/158

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

oczyma i ubóstwiał ją, z całą, pasją zazdrości i rozpaczy.
W nocy bezsenność torturowała mózg jego, a w rzadkich chwilach snu przerażały go rozmaite widzenia: jakieś bójki, strzelanina, żandarmi, ciemne cele więzienne; pewnej nocy śniła mu się długa, szara droga poprzez wysokie, czarne płoty, za któremi było coś nieznanego, co sprawiało lęk; wyobrażał sobie, że to śmierć. Obudził się z dreszczem, ale w swem cierpieniu uczuł ulgę, że jest na wolności, zdrów, silny i może się zemścić. Wszelako sny te wydawały mu się ostrzeżeniami przed przeznaczeniem i z każdym dniem umacniał się w myśli gwałtownej, wykonanej publicznie zemsty.
Zamierzał zabić się natychmiast po spełnieniu; lękał się tylko, że mu się to nie uda, a nie chciał żyć potem.
Czuł straszną obawę przed więzieniem i karą; orząc i zacinając ze złością spokojne woły, miał któregoś wieczoru jasne i zimne widzenie, tego, co się mogło stać po zabójstwie Franciszka. Rzuconoby się na niego ze wściekłością, okuto i wrzucono do więzienia, a po długiem męczeństwie, przed sądem przysięgłych przedstawiono, jako zwyczajnego zbrodniarza. Słyszał już, jak obcy ludzie gadają, wdzierają się do jego miłości dla Marji, potępiają go, drwią i dręczą. Potem usłyszał straszny, lodowaty wyrok, a potem odczuł cierpienia skazańca, w wiecznych ciemnościach, w nocy bez jutrzenki.