Strona:Grazia Deledda - Po grzesznej drodze T.I.djvu/154

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Zamknął oczy na chwilę i zdawało mu się, że słyszy jeszcze drogi głos, przytłumiony, pieszczotliwy, że czuje kochaną, małą rączkę, która się kładzie miękko na jego opalonej i namiętnej ręce robotnika. Czy wszystko pozatem nie było okrutnym snem? Ale podniósłszy ciężkie powieki, dojrzał w czerwonym półmroku kuchni, zamiast dobrej, wyśnionej postaci, orli profil Franciszka Rosany, uśmiechający się drwiąco, a choć nieprawdziwe, widzenie to przyniosło znowu całe bolesne poczucie rzeczywistości.
Potem nastąpiły inne palące i okrutne widzenia, aż dopóki natężone nerwy nie rzuciły Piotrowi przed oczy wstrząsającego obrazu: Marji w objęciach Franciszka Rosany. Jak to się mogło stać, nawet w wyobraźni? Zerwał się, drżąc w każdym calu, skoczył jak kot, z zaciśniętą pięścią. Ale rozumie się, nie natknął się na opór żadnego ciała. Złośliwe widzenie znikło, a tylko od podłogi do ścian, bryzganych czerwonym pobłyskiem ognia, poruszył się olbrzymi i bezkształtny cień udręczonego, który zdawał się obijać głową o powałę. Śledził oczami cień i ruchy jego i miał wrażenie, że istotnie rozbija sobie głowę. Roześmiał się gorzko i usiadł znowu, mówiąc: — Co za warjat ze mnie!
Chciał zagłuszyć swój ból, myśląc, że przecie tyle jest dziewcząt na świecie, może piękniejszych i lepszych od Marji. Przypomniał sobie Sabinę i inne ładne, ubogie dziewczyny, o które mógł się zacząć starać od jutra. Czemu więc szaleć?
Ale był to słaby wysiłek i myśli znów pobiegły tym samym torem. Marja była jedyna, była ukochana,