wszystko, ale zarumieniła się zaraz, zawstydzona ta myślą niemądrą i niebezpieczną.
Jakżeby nisko upadła w oczach Franciszka Rosany, gdyby się dowiedział!... Jak mogła pomyśleć o czemś podobnem!
— Jestem wolna, — rzekła — lecz musisz mi koniecznie zostawić czas do namysłu.
— Jak długo?
— Conajmniej dwa tygodnie.
— Zadużo — szepnął ze smutkiem. — Ale niech będzie.
Więcej nie powiedział; uścisnął tylko jej rękę, która leżała ha jego haftowanym pasie, jakby mówiąc: „nie wymkniesz mi się“. Z ognistych spojrzeń, jakie jej rzucał, odwracając się, zrozumiała, że ją kocha bardzo, może tak samo jak ten biedny Piotr Benu.
Po przybyciu do Nuoro i wspólnym wjeździe tryumfalnym całej kompanji, Franciszek zaproponował jeźdźcom, żeby każdy odstawił do domu towarzyszkę, która z nim jechała na koniu. W ten sposób mógł przebyć z Marją całe miasto. Minęli też jego dom, a wtedy powiedział:
— Widzisz, te cztery okna nad bramą są nasze. To mój dom. Czy przyjdziesz tu, Marjo?
Spojrzała: dom był stary, ale dobrze zachowany, okna miał świeżo pomalowane na zielono.
— Za domem jest ogród, z pięknem drzewem migdałowem, z granatami i szpalerami. Czy byłaś tam kiedy? Jest też podwórko i studnia.
Strona:Grazia Deledda - Po grzesznej drodze T.I.djvu/138
Wygląd
Ta strona została przepisana.