jak wszystkie wiejskie święta w Nuoro, jest wyłącznie ludowe. Śród swoistych barwnych strojów chłopskich razi ubiór nie ludowy, i nieraz mieszczance, zabłąkanej pomiędzy tuniki ze szkarłatu czy aksamitu i krótkie spódniczki, ludzie przyglądają się ciekawie, a bywa, że i przytną jej ostro z powodu niewłaściwego ubrania.
Marja i towarzyszki zjadły śniadanie, siedząc na ziemi, potem przybrały się w tuniki i ruszyły na mszę do kościoła. Szeroka ale stroma ścieżka, zrobiona z wyciętych w kamieniu schodów, wiła się śród olbrzymich i coraz dzikszych krzaków i pokręconych drzew, jarząca od barwnych strojów, nad któremi jednak górowały biel i czerwień pięknych kobiet z Orane.
W miarę, jak Marja wspinała się po ścieżce, ludzie, przed nią i za nią, a zwłaszcza młodzież, schodząca z kościoła, odwracała się i przystawała na chwilę w podziwie.
— Skąd jest ta dziewczyna?
— Z Nuoro.
— Nie, co znowu, jest z Orotelli.
— Nieprawda, jest z Orane.
— Skąd jesteś, piękna? — zapytał zuchwale jeden z nich.
— Z domu djabła — rzekła Róża.
— Z Nuoro — odpowiedziała skromnie Marja.
— Niech żyje Nuoro! — zakrzyknięto dokoła.
— Vivat Nuoro i piękne dziewczęta!
Strona:Grazia Deledda - Po grzesznej drodze T.I.djvu/122
Wygląd
Ta strona została przepisana.