Czuła się podwójną grzesznicą, najpierw, bo oszukiwała swoich, w stosunku do Piotra, a następnie, bo łudziła Piotra, nie mając szczerego zamiaru poślubienia go.
Bywała niejednokrotnie tak przygnębioną, że pragnęła śmierci.
Gdy nastały piękne dni, Piotr musiał znowu oddalić się na dłużej; ale gdy tylko mógł, wpadał do domu, przebywając nieraz z niesłychaną szybkością olbrzymie przestrzenie i poświęcając całe noce. Najczęściej gospodarze nawet nie wiedzieli o jego bytności, wpadał późno w nocy i odchodził po zobaczeniu się z Marją.
— Połóż się, odpocznij, jak tylko zajdziesz rzekła mu którejś nocy, odprowadzając go po cichu do bramy.
— Gdzie tam! Jak tylko zajdę, będzie dzień i zabiorę się do roboty — odpowiedział, patrząc na gwiazdy, by zgadnąć, która godzina.
Istotnie nie kładł się nigdy w dzień, nie kradł czasu, który należał do pana, przeciwnie, po bezsennych nocach, kiedy widywał Marję, pracował jeszcze gorliwiej. Czuł się bardzo silny i szczęśliwy, jak młody lew, kochający i kochany, i szczęście pchało go do obowiązku, zwłaszcza do obowiązku względem ojca Marji.
— Czy nie dość, że mu kradnę córkę? myślał.
To też jego zboże wzeszło najpiękniej ze wszystkich łanów, kołyszących się na polach Lollovi, Nuoro i Orane i wuj Mikołaj, gdy przyszedł je obejrzeć w maju, był zachwycony.
Strona:Grazia Deledda - Po grzesznej drodze T.I.djvu/109
Wygląd
Ta strona została przepisana.