Strona:Gomulickiego Wiktora wiersze. Zbiór nowy.djvu/113

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

On drętwiejącą ręką trzyma
Koronę, co mu z czoła spada,
I przepaść widzi przed oczyma
I zwolna, zwolna w nią zapada.
W zbrojnym, ze wszystkich stron, szeregu
Wojenne biegną wciąż gromady,
Biegną i giną; całun śniegu
Poległych skrywa nawet ślady.

Burza zerwała się wokoło,
Swiat przerażając swym ogromem —
I na tyrana harde czoło
Przekleństwa ludów spadły gromem.
Europa kraty więzień łamie,
Budzi się męztwo razem z cnotą —
I Nemezydy srogie ramię
Dosięga ciebie, o despoto!

Lecz dziękuj losom, z których ręki
Męczeńską-ś potem wziął koronę,
Bowiem niewoli długie męki
Na spłatę win twych policzone.
Kiedyś, przy wyspie tej wygnania
Błyśnie z północy żagiel biały,
I przybysz słowo pojednania
Skreśli na owym złomie skały,

Gdzie siadał jeniec niespokojny,
I wytężywszy wzrok na morze,
We mgłach widywał armie, wojny,
Krwawe nad śniegiem Rosyi zorze