Strona:Gerhart Hauptmann - A Pippa tańczy.djvu/54

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.


JONATAN, głuchy, szorstki, około 30-letni drab, obmywa talerze w drewnianym cebrzyku, stojącym na dwóch małych stołkach blizko pieca.
Ktoś kilka razy puka do drzwi. Głuchy nie odwraca się; drzwi się otwierają — ukazuje się DYREKTOR w górskim stroju, na ramieniu strzelba, pod pachami śniegowce.
DYREKTOR. Jonatan! jest twój pan w domu? Jonatan! odpowiadajże łotrze! Dyabli by was nadali, gdyby go tak w domu nie było! Co? Może poszedł zbierać kwiecie śniegowe? albo łapie w sieć motylą białe mole? brrr! psie zimno na polu! Jonatan!
JONATAN, odwraca się, załamuje ręce z radości i ze strachu, obciera je w swój niebieski fartuch i całuje prawą dłoń dyrektora.
DYREKTOR. Stary w domu, Jonatan? stary Wann? — (Jonatan mamroce i robi gesty) — Durna kanalio wyraźniej się tłumacz! — (Jonatan coraz więcej się wysila, pokazuje boleśnie przez okno, znak, że pan jego wyszedł, biegnie do zegara, pokazuje palcem na nim trzy kwandranse na piątą t. z., że pan jego o wpół do piątej chciał wrócić, wzrusza ramionami zdumiony nad tem, że jeszcze nie wrócił, podbiega do szyby, przykłada nos do niej, przysłania oczy ręką i rozgląda się po okolicy) No dobrze już skapowałem! wyszedł i zaraz tu wróci! właściwie miał już wrócić! (Głuchy naśladuje psa: „wau“, „wau“, „wau“) Aha, wziął ze sobą dwa psy bernardyńskie. Zrozumiałem! ładnie! chciał dla siebie i psów swoich trochę emocyi! — Oczyść mię, drabie, zostanę tu! Po-
—   50   —