bardzo porządne, żelazne, komódka zniszczona, kanapka wcale ładna, jakiś zegar wiszący, krzesło każde inne. Wogóle całe umeblowanie trochę różne, jakby ściągane, składane. Rzeczy lepsze, gorsze. Czuć tu starowną myszkę, istotę lubiącą rzeczy swoje, istotę obdarzoną zapobiegliwością mrówczą, moszczącą gniazdo kosztem ofiar tajemnych, do których przyznać się trudno.
Kwiatków Mimi Pinson u tej szwaczki ani poświeć, jest za to lampa na kolumnie ze sztucznego onyksu, lampa taka, jakiej nawet niema na ulicy Wareckiej.
— Dostałam na imieniny! — mówi Władka do Pity.
Dużo rzeczy musi dostawać Władka na imieniny, bo o co potrącić to prezenty imieninowe.
Tylko z maszyną krucho.
Jest wprawdzie ręczna, ale starego systemu i już zdezelowana.
— Ciężko mi; nie mogę się zdobyć.
— Możnaby na spłaty — mówi Pita.
— Ehe! nie głupiam. Wzięłam już raz. Zaległam z dwiema ratami, maszynę zabrali i raty przepadły. Teraz już nie wdepnę w taki kawał.
Pita siedzi na kanapce, pokrytej widocznie przez samą Władkę kretonem i czuje się jakoś spokojnie, przytulnie w tym kącie. Czuć tu i wilgoć, i warszawski dziedziniec, i smalec z wczorajszej kolacyi, i jakieś tanie mydło, ale mimo to, to zamknięcie, odosobnienie, ten pokój dla jednej istoty, własny, ma wielki urok dla Pity.
— Chciałabym mieć taki pokoik... — myśli — nie wychodziłabym z niego nigdy. Czasem tylko przyszedłby Tarnawicz i wtedy rozmawialibyśmy długo i bardzo przyjemnie. Zrobiłabym mu herbaty i kupiłabym ciastek.
Oczy jej, błądząc, napotykają na oknie maszynkę spirytusową, czajniczek, puszkę z herbatą, dwie szklanki, dwie łyżeczki i trochę ciastek, przykrytych bibułką.
— O! — myśli — Władka także kogoś przyjmuje na herbacie.
Strona:Gabryela Zapolska - Córka Tuśki (1907).djvu/224
Wygląd
Ta strona została przepisana.