Strona:Gabryela Zapolska - Śmierć Felicyana Dulskiego.djvu/56

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

cyan leżał cichy i jakby umarły. Przecież w nim zaczynało coś wrzeć i jakby się kłębić pod czaszką. To znów zdawało mu się, że właściwe jego życie, a zwłaszcza centr myśli, osunął się pomiędzy łopatki, lub przeniósł się pod lewą pachę. Było to nawet jakby figlarne uczucie i on biegł za sobą myślącym, wołając w myśli:
— A tuś mi! a tuś!...
Przed obrazem Matki Boskiej lampeczka roztacza smrodliwe kadzidło, jakby alegorya duchowej potrzeby, która tę »najgorszą oliwę« ze sklepiku zwlokła, »najgorszą, bo to do palenia przed obrazem«. Od czasu do czasu połyskuje w światełku migocącem czerwona szatka Maryi, która ma pobłażliwy uśmiech spokoju i wyrozumiałości.
Dulski, gdy oczy otworzy, spotyka się z tym obrazem, wyłaniającym się z ciemni.
Lecz on nie chce tego codziennego widoku. Zamęcza go. On dziś czuje się nastrojony na ton wyższy. Jakby go coś porywało w całe przestrzenie. W tej przestrzeni majaczy mu się jego młodość, która nie była »górna i chmurna«, ale pełna epizodów dzi-