Strona:Gabryela Zapolska-Skiz.djvu/104

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
lulu.

Nie — kochasz zbudzenie się własnej namiętności. — To różnica.

Chwila milczenia. Słychać w ogrodzie świergot ptasząt i zaczyna błyszczeć słońce. Muszka spogląda na Lulu i z wahaniem zbliża się ku niej.
muszka.

Ty.., naprawdę już nie chcesz Tola?

lulu.

Tak. Nie chcę. — Mówiłam ci wczoraj, że przymierzać mej ostatniej tualety balowej nie dałabym za nic. Ale... mogę mieć pański gest i darować ją.

muszka, zła.

Och darować! gdyby Tolo nie chciał sam...

lulu.

Nie staraj się być jeszcze złośliwą w dodatku do wszystkiego. Podziwiaj mnie raczej i usiłuj mi dorównać w takcie i dowcipie.

muszka, wybuchając płaczem.

Dlaczego mi dokuczasz?

lulu.

To jest szczyt wszystkiego!

muszka., j. w.

Jesteś zła... zła...

lulu, przypatrując się jej przez lornetkę.

Ciekawe! Enfin. (Wstaje). Zakończmy tę historyczną rozmowę dwóch żon niepewnych swego losu. — W każdym razie muszę ci podziękować...