Strona:Gabryela Zapolska-Skiz.djvu/084

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

chałem. I to... no! Tylko jak trochę lepiej sięgnę, nie mam szczęścia — i po nosie. Więc ja na koń i hulam. Jak masz zmartwienie rób to samo.

lulu, mimowoli śmiejąc się.

Teraz zapóźno — należało przedtem.

wituś.

Lepiej późno, jak nigdy.

lulu.

Zmarnowałam życie.

wituś.

Dokąd się żyje — życie nie jest zmarnowane, bo można naprawić.

lulu.

Szaleństwo!

wituś.

Oto chodzi, aby szaleć — ale nie tak po waszemu, jak myszy po nocy za ołtarzem, ale tak jak my, swojego chowu, całą piersią, aż do utraty tchu, aż do zapamiętania!

lulu, patrząc na niego.

Rzeczywiście — może w tem jest szczęście.

wituś.

Jedyne!... Topić zgryzotę — topić.

lulu, zamyślona.

W kałuży...

wituś.

Jakiej? — to wyście tak zmętniali, że już nie wiecie co czyste a co błoto. A właśnie jak człowiek się kieruje