Przejdź do zawartości

Strona:Gabryela Zapolska-Skiz.djvu/078

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

uprzejmości. Z każdego balu, rautu, wracałeś tryumfujący, rozpromieniony, łaskawy. — Łaska twoja spadała wówczas na mnie i przez tę chwilę zdawało mi się że jestem rzeczywiście młodą i dla siebie kochaną.

tolo.

Ciekawe to wszystko, szkoda tylko, że mi to mówisz. Psuje mi to bowiem twoją sylwetkę.

lulu.

Jakto? psuje pewność i dowód, jak bardzo byłam do ciebie przywiązana, żywiąc się okruchami i cieniem twego uczucia dla innych?

tolo.

Nie! Ale to rzuca pewien cień sentymentu, a sentyment i ty!... Enfin, główny właśnie twój charme była ta delikatna deprawacya umyślna, ten szyk pewien w rzeczach troszkę, nie tego... w miłości. Ale uczucie...

lulu, ocierając oczy.

Skoro tak, rzeczywiście żałuję — żem ci powiedziała. Tylko widzisz, często jest ciężko clownu dźwigać swą maskę. Pragnie ją czasem zrzucić choćby na chwilę.

tolo.

Nie było ci znów tak ciężko z tą wytworną maseczką wesołego Pierrota, tembardziej, że nie byłem mężem nadto srogim. Pozwoliłem ci flirtować i tragedyi z tego nie robię.

lulu.

Oh! zapominasz, że mój flirt był flirtem uczciwej kobiety.

tolo, z ukłonem.

Nigdy nie wątpiłem. W każdym razie dozwalał ci nieść twój krzyż dość wesoło.