Strona:Gabryel d’Annunzio - Tryumf śmierci.djvu/88

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

braz, szeroko rozwarty, osypany drzewami migdałowemi i brzoskwiniowemi, srebrzystemi i różowemi, odbijającemi barwnie na bladem tle wód błotnych. Ile kwiatów, tyle wspomnień.
— Patrz — rzekła pokazując Jerzemu jakąś karteczkę — to bilet z Segni-Paliano! Zachowuję go na pamiątkę.
Pankracy zapukał do drzwi. Przynosił Jerzemu pokwitowany rachunek. W rozrzewnieniu, którem go przejęła wspaniałomyślność „Pana“, rozpływał się w podziękach i życzeniach. Nakoniec wyjął z kieszeni dwa bilety wizytowe i ofiarował je, aby przypominały „Panu“ i „ Pani“ jego skromne nazwisko, usprawiedliwiając się z swej śmiałości.
Zaledwie wyszedł, kiedy mniemane młode małżeństwo poczęło śmiać się serdecznie. Na biletach wydrukowane było pretensyonalnem pismem: Pankracy Petrella.
Hipolita zawołała:
— Zachowam je również na pamiątkę!
Pankracy powtórnie zapukał do drzwi. Przynosił podarek dla „Pani“; cztery czy pięć wspaniałych pomarańcz. Oczy błyszczały mu w pośród twarzy czerwonej. Oznajmił:
— Czas już schodzić.
Schodząc ze schodów, kochankowie poczuli jak ich napowrót ogarnia smutek i rodzaj obawy, jak gdyby, wraz z opuszczeniem tego spokojnego ustronia, czekała ich konieczność stawienia czoła