Strona:Gabryel d’Annunzio - Tryumf śmierci.djvu/82

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Podczas tego czytania Jerzy cierpiał, jak gdyby wewnątrz gdzieś otwarła mu się zabliźniona jut rana. Hipolita pragnęła mu przeszkodzić w dalszem odczytywaniu. Przypominała sobie dokładnie ten wieczór, kiedy mąż jej zjawił się nagle w Caronno z pozorem chłodnym i spokojnym, ale z szałem w spojrzeniu, oświadczając, że przybył ją zabrać z sobą; przypominała sobie chwilę, gdzie pozostali sami zupełnie, jedno naprzeciw drugiego, w pokoju ustronnym, w którym wiatr poruszał firankami u okna, w którym światło migotało rażącemi blaski a z dworu dochodził szmer jękliwy drzew; przypominała sobie dziką i niemą walkę, stoczoną wówczas z tym człowiekiem, który ją pochwycił wpół nagłym, niespodziewanym ruchem — okropność! — by ją posiąść przemocą.
— Dosyć już! dosyć! — mówiła przyciągając ku sobie głowę Jerzego. — Dosyć, przestańmy już czytać.
Ale on chciał koniecznie czytać dalej. „Nie mogę zrozumieć pojawienia się znów tego człowieka i nie mogę się obronić przed uniesieniem gniewu, który i przeciw tobie jest skierowany. Ale żeby ci nie sprawiać przykrości, powstrzymuję się od opisywania ci moich myśli w tym przedmiocie. Gorzkie to są i ponure myśli, Czuję, że na czas pewien moje uczucie dla ciebie jest zatrute. Lepiejby było, jak sądzę, żebyś już nie widziała się nigdy ze mną. Jeśli chcesz oszczędzić samej sobie niepotrzebnej boleści, nie po-