Strona:Gabryel d’Annunzio - Tryumf śmierci.djvu/75

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Oto list, pisany na pokładzie: „Dzisiaj około drugiej godziny odpoczywaliśmy w Ankonie przybywszy z Porto San Giorgio. Twoje modlitwy i życzenia sprowadziły nam wiatr pomyślny. Żegluga wspaniała, z której zdam ci osobiście sprawę. Z brzaskiem dnia popłyniem dalej. „Don Juan“ jest królem wybrzeży. Twoja bandera po wiewa na szczycie masztu. Do widzenia! może do jutra. 2 września“.
— Zobaczyliśmy się; ale jakież to dnie męczarni! Czy przypominasz sobie? Szpiegowano nas bezustannie. Oh! ta bratowa! Pamiętasz nasze spotkanie świątyni Malatestów? Czy przypominasz sobie naszą pielgrzymkę do kościoła San Giuliano w wilię twojego odjazdu?
— A otóż inny z Wenecyi.
Odczytali go razem z równem biciem serca.
„Dopiero 9-go jestem w Wenecyi, smutniejszy niż kiedykolwiek. Wenecya mnie zdumiewa. Nąjpromienniejszy ze snów nie wyrówna w wspaniałości temu snowi z marmurów, który wynurza się z fal i zakwita na fantastycznem, wyrojonem, zda się, niebie. Umieram ze smutku i z pragnienia. Dlaczego ciebie tu nie ma? Oh! gdybyś była przyjechała, gdybyś była doprowadziła do skutku twój dawniejszy zamiar! Może moglibyśmy tutaj wykraść jaką godzinę szpiegowaniu a w skarbie naszych wspomnień liczylibyśmy jedno więcej, najwznioślejsze może, najbardziej boskie z pomiędzy wszystkich“... Czytali jeszcze na innej ćwiart-