Strona:Gabryel d’Annunzio - Tryumf śmierci.djvu/523

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

okazałaby zbytniego wstrętu do przyjęcia mnie na zastępcę zniknionego zięcia. Może nawet skończyłoby się na tem, że prowadzilibyśmy z czasem wspólne gospodarstwo do końca życia“.
Sarkazm ściskał mu serce z okrucieństwem nie do zniesienia. Nerwowo nalał sobie raz jeszcze wina i wypił je do dna.
— Czemu ty pijesz tak wiele dzisiejszego wieczora? — spytała Hipolita, zaglądając mu w oczy.
— Pić mi się chce okropnie. A ty, czemu nie pijesz?
Szklanka Hipolity była próżną.
— Pij! — mówił Jerzy, który zrobił gest jakby jej chciał nalać wina.
— Nie — odpowiedziała. — Ja wolę pić wodę jak zwykle. Nie lubię żadnego wina, prócz szampańskiego... Przypominasz sobie w Albano zdumienie tego poczciwego Pankracego, kiedy korek nie chciał wyskoczyć i kiedy trzeba było uciec się do korkociągu?
— Musiało tam chyba na dole pozostać jeszcze kilka butelek w pace. Pójdę po nie.
I Jerzy podniósł się żywo.
— Nie, nie! Nie dzisiejszego wieczora!
Chciała go powstrzymać. Ale kiedy zabierał się koniecznie do wyjścia:
— To i ja pójdę z tobą — zawołała.
I wesoła, lekka, zeszła wraz z nim do jednego z parterowych pokoi, który im służył za spiżarnię.