Strona:Gabryel d’Annunzio - Tryumf śmierci.djvu/32

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

fixe, od tych obaw, które ją obrażają. Kocham ją, a jednak obrażam; kocham i przypuszczam, że jest zdolną do nikczemnego uczynku!“
Ona mówiła:
— Nie trzeba jednak, abyśmy jechali zbyt daleko. Znasz zapewne jakiś spokojny zakątek, samotny, pełen drzew, niezbyt znany? Tivoli, nie, Frascati, nie.
— Weź Baedekera tam ze stołu i poszukaj.
— Szukajmy razem.
Wzięła czerwoną książkę, uklękła obok fotelu, na którym on siedział i z gestami, pełnemi wdzięku, jakiegoś dziecinnego wdzięku, poczęła przewracać kartki. Chwilami czytała po kilka wierszy półgłosem.
On przyglądał się jej, pociągnięty delikatnym rysunkiem karku, zkąd włosy wznosiły się ku wierzchołkowi głowy, skręcona w rodzaj muszli czarnej z odbłyskami światła. Przypatrywał się dwu drobnym plamkom brunatnym, bliżnięco równym pieprzykom, rzuconym tuż obok siebie na bladość szyi aksamitnej, której dodawały nieopisanego uroku. Zrobił w tej chwili uwagę, że nie miała kolczyków. W samej rzeczy od dwóch, czy trzech dni nie nosiła już poprzednio używanych kolczyków z szafirów. „Kto wie, czy ich nie poświęciła dla kłopotów pieniężnych? Kto wie, czy w domu nie znosi niedostatku, ciężkich potrzeb codziennych?“ Musiał zadać gwałt samemu sobie, by zajrzeć w oczy myśli, która go prześla-