Strona:Gabryel d’Annunzio - Tryumf śmierci.djvu/24

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
II.

Około dziesiątej rano Jerzy spał jeszcze jednym z tych snów głębokich a pożytecznych dla organizmu, który w młodości następuje zawsze po nocach rozkoszy, kiedy służący wszedł, by go zbudzić.
Okropnie zły, krzyknął, przewracając się na łóżku.
— Niema umie dla nikogo. Daj mi pokój!
Ale już słychać było głos natrętnego gościa, który z przyległego pokoju rozpoczynał prośbę:
— Wybaczysz mi, Jerzy, żem tak nastawał na widzenie się. Ale muszę koniecznie z tobą pomówić.
Jerzy poznał głos Alfonsa Exili i to wzmogło jeszcze przykrość.
Ów Exili był kolegą jego ze szkół, młodzieńcem miernej inteligencyi, który straciwszy majątek na grę i rozpustę, został poniekąd rodzajem awanturnika, polującego na łatwowiernych. Zachował jeszcze pozory pięknego młodzieńca, mimo twarzy zniszczonej i napiętnowanej występkami; ale w osobie jego i manierach było to nieujęte jakieś coś podstępnego i nieszlachetnego, co przy-