Strona:Gabryel d’Annunzio - Tryumf śmierci.djvu/185

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
X.

Jakby na to, by się wtajemniczyć w głębokie tajnie, w które miał wstąpić niezadługo, Jerzy chciał raz jeszcze przejrzeć pokoje, w których Demetrio spędził swe dni ostatnie.
Legując cały swój majątek siostrzeńcowi, Demetrio przekazał mu również ten apartament. Jerzy zachował nietkniętemi pokoje z religijną starannością, jak się przechowuje relikwiarz. Pokoje te zajmowały górne piętro; okna wychodziły na południe, z widokiem na ogród.
Wziął klucz i wszedł po schodach ostrożnie, aby uniknąć zapytań. Ale przechodząc kurytarzem, musiał z konieczności minąć drzwi ciotki Jokondy. W nadziei, że przejdzie niespostrzeżony, szedł cicho, na palcach, wstrzymując oddech. Posłyszał, że staruszka kaszlała; zrobił kilka śpieszniejszych kroków, przypuszczając, że hałas, sprawiony kaszlem, zagłuszy odgłos jego kroków.
— Kto tam? — spytał z wewnątrz głos za chrypły.
— To ja, ciotko Jokondo.