Strona:Gabryel d’Annunzio - Ogień.djvu/31

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

pełniający złotem i purpurą kapiącą salę w pałacu dożów; że niezliczone pary oczu, wpijają się weń z pytaniem i wyrzutem; że czuje palące oddechy tysiąca piersi i naraz zmierzył niebezpieczeństwo, na jakie się narażał, licząc na natchnienie ostatniej chwili, na improwizatorskie swe zdolności!
— Uspokój się, — rzekł po chwili — żartowałem. Pójdę „ad bestias“ i stanę bezbronny na podjum, w sali Wielkiej Rady.
Zamilkł, a potem znów:
— Widziałaś przed chwilą, że mi gwiazda moja zesłała ostrzeżenie w widomym znaku granatu. Mówi mi on, że nie mam prawa stawać w niezgodnej z mą naturą postawie, przywdziewać szaty nieodpowiednie naturze uzdolnień moich. Wszak wiesz dobrze, przyjaciółko moja! jak dalece potrzebuję być zawsze i wszędzie w zgodzie z samym sobą, więc i ze stopni tronu dożów winienem słowa brać u ich źródła żywego, w samej głębi mej duszy, podkładać je pod rytm melodyi, obrzucone osłoną ponętnej a przezroczystej allegoryi. I tyle tego... To też przemówię „ex tempora“, a niech płomienny duch wielkiego improwizatora pędzla, Tentosetty, świeci mi z wyżyn jego „Raju“, udzielając słowom moim zapału i jasności.
— Samo ryzyko podobnego występu, pociąga mnie, — ciągnął po chwili — nie uwierzysz w jaki błąd byłbym popadł. Gdy mi Adryana Duodo oznajmiła o przygotowanej się uroczystości i zaprosiła do wzdęcia w niej udziału, wziąłem się do układania stosownej do okoliczności przemowy. Kułem pracowicie arcy prozaiczne deklamacje, bufiastą jak owa starodawna fioletowa su-