Strona:Gabryel d’Annunzio - Ogień.djvu/12

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

bić żołdaka? Co za przedziwna pełnia tonu! Hrabina przed obrazem tym stała długo a twarz jej wyrażała najwyższe zadowolenie. „Wyprowadź mnie Effrena! — zawołała wreszcie — bom zostawiła oczy na barwie tej szaty i nie jestem zdolna nic już widzieć.“ Nie, nie uśmiechaj się, luba! Mówiła to szczerze i mówiła prawdę. Oczy swe utopiła w calu płótna, kędy mistrz, za pomocą farby skupił cały snop światła. I istotnie wiodłem olśnioną, podziwiając przedziwną wrażliwość istoty, na której sztuka wywrzeć mogła wrażenie tak absolutne, odrywając ją, chociażby chwilowo lecz najzupełniej, od życia namacalnego. Czy cię zdziwi, że chciałbym wywołać dziś podobne wrażenie?
Nowe, głośniejsze wiwaty, odbijając się od granitowych, opiekuńczych kolumn Piazetty, zwiastowały zbliżenie się do niej królewskiej łodzi.
Ciemna i zbita fala ludzi, przelewając się w zagłębieniu przed pałacem dożów, wypełniały Piazettę szmerem głuchym, podobnym do szumu wypełniającego wnętrze olbrzymiej morskiej konchy.
Na raz, potężny stugłos rozdarł przezroczystość powietrzną i odbijając się o las kamieni, bijąc pod stopy wyniosłym posągom, wzbijając ku niebotycznym krzyżom, uleciał w dal mroczną.
Przycichło.
Po nad wrzącym jeszcze u dołu zgiełkiem, wyżej, zabrzmiały ciche a wspaniałe akordy kościelnej i świeckiej architektury; lekką zwrotką przelewały się jońskie kapitele Biblioteki, a mi-