Strona:Gabryel d’Annunzio - Intruz.djvu/446

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Nie, nie! Co ty robisz? Zabijesz je jeszcze! — wołała moja matka.
W tej chwili drzwi otwarły się i głos czyjś oznajmił;
— Doktór.
Doktór Jemma wszedł.
— Miałem już przybyć; w drodze spotkałem kabryolet. Cóż tu się stało?
Nie czekając na odpowiedź, postąpił ku memu bratu, który trzymał jeszcze Rajmunda na rękach, odebrał od niego dziecko, przyjrzał mu się i spochmurniał.
— Spokoju tylko — rzekł — trochę spokoju! Trzeba je rozwiązać z powijaków.
I położył dziecko na łóżku mamki, pomógł matce mojej wyjąć je z pieluch.
Drobne ciałko ukazało się. Miało ono tęż samą barwę ziemistą, co twarz. Kończyny opadały obwisłe, bezwładne. Tłusta ręka doktora obmacała skórę w różnych okolicach ciała.
— Zrób mu co doktorze! — błagała moja matka. — Ocal go!
Ale doktór zdawał się niezdecydowany. Pomacał puls, przyłożył do piersi i szepnął:
— Wada serca... Niepodobna.
Potem zapytał:
— Ale jakimż sposobom zaszła taka zmiana? Tak niespodziewanie?
Moja matka chciała mu opowiedzieć, jak to się stało; ale zanim dokończyła opowiadania, wybu-