Strona:Gabryel d’Annunzio - Intruz.djvu/40

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Następnego dnia 2 rana, zbudziwszy się, zachowałem zaledwie niejasne jakieś wspomnienia tego wszystkiego, co zaszło. Nikczemność i niepokój przejęły mnie natychmiast znowu, gdym miał przed oczyma drugi list Teresy Raffi, naznaczający na 21 nasze spotkanie we Florencyi i dający mi ścisłe instrukcye. Dzień 21 przypadał na niedzielę a we czwartek, 18-go, Juliana miała wstać po raz pierwszy z łóżka. Rozbierałem długo wszystkie możliwości, rozważałem sam z sobą wszystkie pro i contra tej sprawy, a rozważając, poczynałem wchodzić z sobą w kompromisy. „Niezawodnie rzecz to niewątpliwa — zerwanie jest potrzebnem, nieuniknionem. Ale jak tu zerwać? Pod jakim pozorem? Mogęż zawiadomić Teresę o mem postanowieniu poprostu listem? Ostatnia odpowiedź moja była jeszcze tak gorącą, namiętną, tyle w niej było szału żądzy. Jak usprawiedliwić tę zmianę nagłą? Czyż ta biedaczka zasłużyła na cios tak nieprzewidziany i tak brutalny? Kochała mnie bardzo, kocha dotąd, a był nawet czas taki, w którym dla mnie narażała się na niebezpieczeństwa. A i ja ją kochałem, ja również... kocham ją dotąd. Namiętność nasza, gwałtowna i dziwna, znaną jest powszechnie i ona budzi również zazdrość i ona również jest śledzoną... Iluż mężczyzn pragnęłoby zająć moje miejsce! Jest ich zbyt wielu, by ich można policzyć. Czyniąc przegląd pospieszny mych rywali najniebezpieczniejszych, tych, których lękać się