Strona:Gabryel d’Annunzio - Intruz.djvu/4

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
I.

Pierwsze moje wspomnienia są następne: Był to kwiecień. Od kilku dni, z racyi świąt wielkanocnych, byliśmy na prowincyi Juliana, ja i nasze dwie córeczki Mania i Natalka, w domu matki mojej, obszernym i starym dworze wiejskim, zwanym „Badiola*. A działo się to w siódmym roku naszego małżeństwa.
Trzy lata ubiegły już od innego dnia świąt wielkanocnych, który mi się wówczas wydał istnem świętem pojednania, pokoju i miłości, w onej willi białej i odosobnionej jak klasztor, woniejącej zdała prawdziwem morzem fijołków. Podówczas Natalka, młodsza z dwu moich córek, zaledwie wydobyła się z pieluch, jak kwiat ze swych obsłonek i próbowała pierwszych kroków; Juliana zaś okazywała się dla mnie pełną wyrozumienia, aczkolwiek wciąż było jeszcze nieco rzewnego smętku w jej uśmiechu. Powróciłem do niej skruszony i uległy po pierwszej cięższej niewierności. Matka moja, która nie wiedziała o niczem zgoła, drogiemi swemi dłońmi przywiązała w głowach naszego łóżka gałązkę oliwną i napełniła