Strona:Gabryel d’Annunzio - Intruz.djvu/342

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Mimowolnie zrobiłem ruch taki, jak gdybym powrócić miał do niej.
— Wyjdź pan, wyjdź! — rozkazał lekarz nakazującym gestem.
Posłuchałem. Ktoś zamknął za mną drzwi. Pozostałem przez kilka minut stojąc u drzwi i nasłuchując; ale kolana chwiały się podemną i bicie serca górowało ponad wszelkiemi innemi odgłosami. Rzuciłem się na sofę, wcisnąłem chustkę między zęby i zanurzyłem twarz w poduszki sofy. Ja także cierpiałem bólem fizycznym, który podobny był do amputacyi źle zrobionej i powolnej. Krzyk dochodził mnie bezustannie przez drzwi i za każdym z tych krzyków mówiłem sobie: „To już ostatni chyba“. W przerwach słyszałem szept głosów kobiecych; to pewnie matka moja i akuszerka dodawały jej odwagi.
Teraz doszedł mnie ryk jeszcze bardziej przejmujący nad inne, bardziej nad inne nieludzki. „To niezawodnie już ostatni!“ I zerwałem się na równe nogi, przejęty strachem.
Nie mogłem postąpić ani kroku. Kilka minut upłynęło: czas nieobliczony. Podobne do nagłych a szybkich błyskawic myśli, obrazy pruły mi mózg. „Czy się urodził? I czy ona umarła? Lub czy oboje umarli, matka i dziecko? Nie, nie. Pewnem jest, że ona umarła a on żyje. Ale nie słychać kwilenia. Dlaczego? Krwotok, krew“... Zdawało mi się, że widzę kałużę czerwoną a pośród niej Julianę konającą. Opanowałem prze-