Strona:Gabryel d’Annunzio - Intruz.djvu/202

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Wciąż leżała tak samo nieruchomie, w tej samej pozycjj, z czołem odkryłem. Myślałem: „Czy też ona śpi? A jeśli przeciwnie, udaje tylko uśpioną, aby odwrócić od siebie wszelkie podejrzenie, aby wmówić we wszystkich, że jest spokojną w tym celu, by ją pozostawiono samą? Z pewnością, jeśli zamiarem jej jest umrzeć przed nadejściem dnia jutrzejszego, stara się wszelkiemi sposobami ułatwić sobie jego wykonanie. Udaje sen. Gdyby sen jej był rzeczywistym, nie byłby tak spokojnym, ani tak równym u tego, co ma nerwy tak nadmiernie podrażnione, jak ona w tej chwili. Trzeba mi ją trącić zlekka“... Ale zawahałem się. A jeśli śpi rzeczywiście? Czasami po wielkiem wyszafowaniu siły nerwów, nawet pośród najcięższych męczarni moralnych, zasypia się snem ołowianym, podobnym do zemdlenia. O! niechajby sen ten potrwał do jutra! A jutro niechaj wstanie rzeźwa, pokrzepiona, dostatecznie silna do zniesienia wyjaśnień stanowczych, które stały się między nami nieuniknionemi!“ Wlepiłem oczy w to czoło blade, jak płótno pościeli i pochylając się nieco więcej, dostrzegłem, że było wilgotne. Kropla potu perliła się nad brwią. I kropla ta podsunęła mi myśl o zimnym pocie, zdradzającym działanie trujących narkotyków. Zaświeciło mi nagle podejrzenie: „Morfina!“ Instynktownie wzrok mój pobiegł ku stolikowi nocnemu, stojącemu po drugiej stronie w głowach łóż-