Strona:Gabryel d’Annunzio - Intruz.djvu/183

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

słuchani, w skupieniu. Nagle poczułem, że głowa Juliany opadła mi ciężko na ramię, jak rzecz jakaś martwa.
— Juliano, Juliano! — wołałem w przerażeniu.
Wraz z ruchem, który przytem zrobiłem, głowa ta spadła wstecz, ciężko, jak coś martwego.
— Juliano!
Nic nie słyszała. Kiedy zobaczyłem trupią bladość jej twarzy, na którą padały ostatnie blaski żółtawe nieba, straszliwa myśl zaświtała mi nagle. Nieprzytomny, puszczając nieruchomą jej głowę na poręcz fotelu, przywołując ją bezustannie po imieniu, począłem szybko rozpinać stanik drżącem; rękoma, z niepokojem szukając serca...
A głos wesoły brata mego wołał z dołu:
— Gdzież tam jesteście, zakochani!