Przejdź do zawartości

Strona:Gabryel D’Annunzio - Dzwony.djvu/31

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

przeżyły, które wywołały wszystkie te objawy, które we wszystkich tych objawach brały udział. Czy pan rozumie do czego zmierzam? Proszę uważać; bo to, co panu mówię, jest prawdą, prawdą, odkrytą przez kogoś, co się tem lata całe zajmował, co wnikał ciągle w siebie, samotny pośród ludzi, zawsze samotny. Proszę uważać, bo to jest prawdą o wiele ważniejszą, aniżeli fakty, które pan chce poznać. Aniżeli...
Innym razem? Jutro? Dlaczegóż jutro? A więc pan nie chce, żebym panu myśli moje wyłożył?
Ach fakty, fakty, zawsze fakty! Fakty są niczem, same nic nie znaczą. Są rzeczy na świecie, mój panie, które o wiele więcej znaczą.
Dobrze. Ale jeszcze jedna zagadka: Dlaczego prawdziwa Ginevra była w każdym niemal, najdrobniejszym rysie podobną do obrazu, jakim w mojej duszy zobaczył? Zostawmy to jednak. W parę dni zjawiła się znów w jadalni. Obnosiła wazę z zupą, której para twarz jej zasłaniała.
Tak, mój panie, była pokojówką i usługiwała do stołu.

Widział ją pan? Znał ją pan? Rozmawiał pan z nią? Jeżeli tak, to bezwątpienia odczuwał pan

— 27 —