Przejdź do zawartości

Strona:Gabryel D’Annunzio - Dzwony.djvu/133

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Mówili głośno, krzycząc prawie, ażeby szum orkanu przygłuszyć. Każdy miał swoją własną metodę. Skończeni lekarze nie wydawaliby swego sądu z większą od nich pewnością. Wśród sporu zapomnieli o grożącem im niebezpieczeństwie.
Przed dwoma laty był Massacese świadkiem operacyi, w zupełnie podobnym wypadku, dokonanej przez prawdziwego lekarza na biodrze Giovanniego Margadonny. Lekarz przeciął wrzoda; potem, ażeby ranę wypalić, natarł ją namoczonymi w jakimś gorącym płynie kawałeczkami drzewa i w końcu pewnego rodzaju łyżką usunął zepsute ciało, które wyglądało jak fusy. Uratował życie Margadonnie.
Massacese wpadł w zapał. Jak chirurg, który nie wie, co to litość, powtarzał ciągle:
— Trzeba krajać! Trzeba krajać!
I zwracał się ku choremu, naśladując ręką ruchy krajania.

Ciru podzielał zdanie Massacese’a. Bracia Telamonte także się zgadzali. Ferrante La Selvi kręcił głową. W końcu Ciru robił propozycyę Gialluce. Gialluca jednak nie chciał się zgodzić pod żadnym warunkiem. Wówczas Ciru, nie mogąc zapanować nad swoim gniewem, zawołał brutalnie:

Dzwony.9
— 129 —