z sof, w chwili, gdy Weychertowa reklamowała „coś z Wagnera“ — gdyż
... „nie zna nic bardziej zmysłowego nad tego nieboszczyka“...
Coś obudziło protest ze strony męża politycznego.
Lecz Weychertowa piskliwym głosem motywowała:
— Nie, nie — posłuchajcie tylko... zdaje się, że już, a tu nagła pauza i spadek w nicość... I tak ciągle. To denerwuje...
Ali, zajadając się winogronami, zaczął śmiać się zuchwale, pewny swej siły i lat dwudziestu.
— Rozpacz czarna i beznadziejna.
Poseł do parlamentu spojrzał nań wyniośle.
Sensacja najdelikatniejsza. Dostępna tylko ludziom o wysokiej kulturze erotycznej.
Kaswin śmiał się teraz na całe gardło.
— Boże, uchroń mnie od poznania tej kultury! — wołał, czując poparcie i sympatję wszystkich kobiet, garnących się myślą ku jego rozkwitłej młodości.
Z wyjątkiem Reny.
Ta czuła się samotna i milczała. Oparła głowę na przerzuconych rękach i miała w sobie czar i linję rzuconych na płótno wężowych kobiet Boldiniego. Nogi jej, skrzyżowane, odsłaniały się do pół łydki i były smukłe, cudne i wabne. Odziane w jedwabne, krepowe pończoszki, półbuciki o wysokich obcasach Louis XV. i dużych, czarnych kokardach, z ośrodkiem klamerek z simili brylantów — żyła osobnem życiem, wyczekującem i spragnionem. Rena odsłoniła je gestem swym bezwiednie, lecz natychmiast poczuła na nich wzrok Halskiego, którym wpił się w cienką tkaninę krepy i palił ją.
Gorzkie uczucie żalu przepoiło ją całą.
— Więc tylko tak! — pomyślała — tylko ohydą drobnych, drażniących środków mogę doprowadzić go do celu!
Nie poruszyła się z miejsca. Zdawała się zapadać w senność.
Ale czuwała...
Lecz oto do jej stóp przypełzała młodość Alego.
— Lala cacana!... — zawyrokował tonem pieszczocha — jakie ma pończoszki.
Już od stołu porwał się redaktor, który musiał mieć na razie dosyć korpulentnych wdzięków Weychertowej.
— Faites voir!...
Rena pierwszym odruchem chciała zarzucić tkaninę sukni, lecz nie uczyniła tego ze względu właśnie na Halskiego.
Redaktor jednak zaopiniował:
— Pończochy są zanadto zazdrośne. — Mają za ścisłe oczka. Kryją la chair devine et rose.
Strona:Gabrjela Zapolska-Kobieta bez skazy.djvu/082
Wygląd
Ta strona została przepisana.