Strona:Gabrjela Zapolska-Kaśka-Karjatyda.djvu/354

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

komory ciemnej z platformą drewnianą, spuszczoną na szerokich pasach drucianych. Na platformie tej leżały dwa trupy, owinięte grubemi szaremi prześcieradłami.
Blondyn pochylił się naprzód i patrzył chwilę na martwe ciała.
— Dziecko i kobieta! — wymówił wreszcie i równocześnie wyciągnął rękę w stronę większego, pełniejszego trupa, którego kolosalne prawie rozmiary podnosiły fałdy płótna.
— Kobieta! moja!
Nikt mu nie zaprzeczył prawa tej własności. Żartowano nawet. Jakto, więc nawet i umarłe chciałby wziąć wyłącznie dla siebie? Ale on nie słuchał, zajęty wydobyciem zwłok z otworu, przy pomocy garbatego sługi, który równocześnie z odgłosem dzwonka pojawił się w sali. Trup był niezwykle ciężki! piękny okaz! Gdy wyprawi kości, może mieć wspaniały kościotrup w swem mieszkaniu. Ustawi go pod fotografjami kochanek, które zajmują już połowę ściany jego izdebki. Kościotrup stanie tuż pod fotografją Julji, tej bladej żony skąpego i starego urzędnika, z którą jeździł tak często za rogatki. Będzie to pyszny kontrast! Julja, tak okrągła, mała, tłusta, dobrze odbijać będzie od wielkiego szkieletu.
Ale na cóż, u djabła, mogła umrzeć tak pięknie zbudowana kobieta?
Trup Kaśki leży już na kamiennym stole, a ręka kochanka Julji zdziera z niej szybko ostatnią osłonę. I jeszcze raz ostatni imponuje to pyszne ciało swą wielką pięknością, a choć oszpecone chorobą, choć wyniszczone niemal do szczętu, jeszcze resztkami dawnej świetności zadziwia obecnych. Dokoła stołu zgromadzili się niemal wszyscy studenci, nie szczędząc dowcipnych uwag, ale leżąca pomiędzy nimi kobieta nie oblewa się już więcej rumieńcem wstydu. Ona, skamieniała w swem cierpieniu, patrzy wciąż w przestrzeń szeroko rozwartemi i nieruchomemi źrenicami i leży spokojna, mimo swej nagości, wśród tej gromady mężczyzn, jeszcze pobladłych od nocnej rozpusty.
Dręczona życie całe jak zwierzę, wyzyskiwana moralnie i fizycznie, zdradzona, oszukana, sponiewierana,