Strona:Gabrjela Zapolska-Kaśka-Karjatyda.djvu/348

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

obwinięte w papier, tak, jak znaleźli, na inspekcję policyjną, szczęśliwi, że stać się mogą bohaterami dnia.
Teraz do lekarzy należy wydać wyrok, czy dziewczyna, która padła tak nagle, jest pijaczką, lub istotą poszukiwaną przez tę całą zgraję mężczyzn, istotą, która w ich mniemaniu, popełniła zbrodnię.
Za chwilę nadeszli lekarze i pochylili się nad Kaśką. Przez kilka minut trwała wielka cisza, przerywana tylko szmerem gałęzi, gnących się za powiewem wiatru. Słońce ukryło się znów za chmury, jakby zasmucone tą nędzą ludzką, którą oświeciło złotym swym blaskiem. Posępnie było i chmurno dokoła.
Nareszcie podnieśli się lekarze i jeden z nich, człowiek siwy, o zimnym i obojętnym wyrazie twarzy, spojrzał na trup dziecka, trup smutny, bezbarwny, zmarszczony, — poczem wyrzekł, wskazując na Kaśkę:
— To matka!
— Janie! Janie! — jęczała Kaśka.
Od chwili podjęcia jej przez policję ze środka drogi nie odzyskała przytomności. Odwieziona z rozporządzenia lekarzy i władzy do szpitala miejskiego i umieszczona w oddziale położniczym, leżała nieruchoma, nieprzytomna, z twarzą pałającą, z oczyma wpatrzonemi w przestrzeń z jakąś straszną, bezmierną rozpaczą. Nie wymówiła nic więcej nad imię Jana, które powtarzała z uporem szaleńca, nadając jednak cochwila odrębne intonacje temu jękowi. Lekarze, po dość usilnej chęci ocalenia jej, odstąpili zupełnie od jej łoża. Wiele chorób skomplikowanych, groźnych zapaleń, połączyło się ze sobą. Posługaczki mówiły, że pokarm uderzył Kaśce na mózg, każdy komentował jej chorobę w rozmaity sposób.
Ona przecież nie rozumiała swego stanu i leżała, wciąż jęcząc cicho, skazana na śmierć, trup za życia, jeszcze żywa, a przecież umarła. Powoli przestano się nią interesować, choroba przeciągała się, śmierć spóźniała się widocznie. Młode, silne ciało walczyło ze zgonem, nie chcąc przejść w stan rozkładu. Umieszczono ją w wielkiej sali operacyjnej, na łóżku z kółkami dla łatwiejszego usunięcia w razie śmierci. Sala ta, nieużywana oddawna, wychodziła na korytarz ob-