Strona:Gabrjela Zapolska-Kaśka-Karjatyda.djvu/326

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Sznaglowa zdjęła z niej łachmany i dała jej koszulę Finy i swoję spódnicę, zniszczoną i zakrótką z przodu, wlokącą się z tyłu, ale przynajmniej całą i czystą. Madi dołożyła ze swej strony jakiś dziwaczny kaftanik, który okazał się zaciasny na szerokie plecy dziewczyny. Wstawiono więc na plecach łatę z czarnego kamlotu, która dziwacznie odbijała od czerwonej flaneli kaftanika.
Madi jednak była zachwycona swem dziełem i przysięgała Kaśce, że nic podobnego nawet w Wiedniu nie noszono. Kaśka uśmiechnęła się i z wdzięcznością przyjęła ofiarowane stroje. Była tak szczęśliwą, zrzuciwszy te wstrętne łachmany, że hecarski kaftanik Madi zdawał się jej królewską szatą. Sznaglowa zaczęła teraz odżywiać dziewczynę, dając jej pożywienie zdrowe, odpowiednie do stanu, w jakim się Kaśka znajdowała. Ona i Madi przyrządzały to jedzenie w wielkiej misce, mięszając rozmaite potrawy i zalewając to wszystko wrzącem mlekiem.
— Na! jedz! — mówiła Sznaglowa, stawiając miskę na ławie.
Podczas gdy Kaśka jadła, Sznaglowa stała nieruchoma, milcząca, śledząc każdy ruch dziewczyny. Gdy Kaśka nasycona podnosiła głowę, Sznaglowa rozkazującym gestem zmuszała ją znów do jedzenia. Z drugiej strony Madi z garnkiem, w którym dymiła resztka mleka, stała baczna na każde skinienie matki, dolewając i mięszając bezustannie w misie, z której jadła Kaśka.
Miały miny gospodyń, doglądających tuczenia nierogacizny. Czemże dla nich innem była ta dziewczyna? Prostym towarem, który za kilka miesięcy, stosownie do wagi i tuszy, zbyć należało.
Kaśka powoli zrozumiała ten stan rzeczy. Początkowo jadła chętnie i dużo, wygłodzona oddawna, bo nawet u Budowskich nie miała odpowiedniego pożywienia. Powoli przecież natarczywość Sznaglowej i jej córki zaczęła ją zmieniać i sprawiać jej przykrość. Nie rozumiała tego gniewu wobec braku apetytu, który ją czasem napadał. Sznaglowa zacinała wtedy usta i syczącym głosem nakazywała jej posłuszeństwo. Było w tym głosie tyle groźby, że Kaśka mimowoli schylała