Strona:Gabrjela Zapolska-Kaśka-Karjatyda.djvu/316

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

gnąc Kaśkę za spódnicę, a potem dodała podniesionym głosem: — Dobry wieczór pani Sznagiel, prowadzę pani dobry interes, będzie pani kontenta.
Rozmawiające kobiety odsunęły się szybko. Jedna pozostała u drzwi domu, druga zaczęła iść ku schodkom. Otarła się o wchodzącą właśnie na płaszczyznę Kaśkę. Była ubrana strojnie, w dolmanie, ubranym dżetami, które w ciemności zaświeciły jak świętojańskie robaczki. Twarz zasłaniała starannie ręką, ubraną w długą, ciemną rękawiczkę.
Gdy przeszła, Marynka uśmiechnęła się pogardliwie.
— Jakaś marmuzela, niechby tylko Sznaglowa dobrze zdarła, bo to płacić może taka djablica.
Tymczasem Sznaglowa wysunęła się z cienia i stanęła obok oświetlonego okna. Kaśka ujrzała wtedy szczupłą, niską kobietę o czarnych oczach, czarnych włosach i śniadej cerze. Ubrana skromnie, nawet biednie, miała powierzchowność spokojnej, cichej żony rzemieślnika, oczekującej na powrót męża. W ręku tylko ściskała małą flaszeczkę, pełną brunatnego płynu. Flaszeczkę tę starała się ukryć przed przenikliwemi oczami Marynki.
— Kogóż mi to panna prowadzi? — zapytała wolno, starając się rozróżnić cokolwiek wśród ciemności.
— Moję krewniaczkę — odparła Marynka, — weź ją pani do siebie na wikt i stancję, a to ona pani odsłuży. Zresztą, patrz pani, jaka to machina... to będzie dobra mamka i weźmie pani za nią grube pieniądze.
Sznaglowa nie poruszyła się nawet z miejsca.
— Chodź panna tu bliżej — wyrzekła do Kaśki.
Marynka popchnęła przyjaciółkę i w mgnieniu oka Kaśka znalazła się tuż przed Sznaglową. Światło, bijące z okna, oblało jej wynędzniałą postać. Drżąca i pokorna, stała, blednąc pod badawczym wzrokiem Sznaglowej. Mogła być znów wypędzoną i niewpuszczoną do tego domku, w którym przecież musiało być ciszej i spokojniej, niż na Wysokiej Górze.
Ale Sznaglowa zmysłem znawcy pojęła, że ta wielka, tęga, pysznie zbudowana kobieta może przedstawiać dla niej świetny interes. Jako mamka, Kaśka