Strona:Gabrjela Zapolska-Kaśka-Karjatyda.djvu/311

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

kał na nią widocznie w korytarzu, bo Kaśka spotkała się z nim w ciemnem przejściu tak, że wyminąć go niepostrzeżenie było niepodobieństwem. Zbliżała się więc wolno, spuszczając oczy w ziemię. Złe przeczucie szarpnęło jej sercem; czuła, iż spotka ją nowe jakieś cierpienie. Ksiądz stał tymczasem wyprostowany, surowy, z brwią zmarszczoną, rękami na piersiach założonemi. Gdy dziewczyna zrównała się z nim prawie, zatrzymał ją jednem słowem:
— Stój!
Kaśka stanęła jak wryta, opierając się o ścianę.
— Jak się nazywasz?
— Kaśka Olejarek.
— Jesteś zamężna?
Kaśka milczała, oddychając ciężko. Kłamać nie chciała, nie mogła — i to jeszcze przed księdzem!
— A więc „jesteś dziewczyną!“ — ciągnął dalej ksiądz z niewzruszoną powagą; — jak śmiesz kręcić się tu po Domu Bożym, będąc w podobnem położeniu? Czy nie boisz się Boga i gniewu Jego?
Unosił się powoli, sądząc się być w konfesjonale.
— Jesteś zwierzę nieczyste, owca parszywa, która odbiegła od trzody... Idź stąd precz i nie zanieczyszczaj Pańskiej świątyni. Tu tylko wierni mają przystęp.
I odebrawszy z rąk drżącej jak liść dziewczyny garnek z lakierem, zwrócił się w stronę zakrystji, skąd dobiegały szepty dewotek i szelest róż bibulanych.
Gdy Kaśka wyszła na ulicę, ciemno już było zupełnie. Długi czas przesiedziała skurczona na ziemi, nie śmiąc wyjść i spojrzeć ludziom w oczy. Gdy przecież znalazła się wśród ulicznego gwaru, musiała powziąć już jakieś postanowienie, bo z pośpiechem gorączkowym skierowała się w stronę zamieszkanego dawniej przez nią przedmieścia. Szła szybko, roztrącając ludzi, z twarzą rozpaloną, zaciskając dokoła siebie łachmany. Wkrótce stanęła tuż przed bramą domu, tak jej znanego i drogiego w dawnych czasach. Wzrok zapuściła w ciemną głębię bramy, której przecież przestąpić nie śmiała. Szukała widocznie Jana, w swem podrażnieniu najwyższem, może chciała zemścić się za doznawane od chwili poznania go krzywdy. Zaciśnięte