Strona:Gabrjela Zapolska-Kaśka-Karjatyda.djvu/308

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Był to jeden mężczyzna, spotkany na drodze życia przez Kaśkę, który nie zażądał ostatecznie wyzyskania jej nieszczęśliwej istoty. Ten mężczyzna miał dla niej łzę współczucia i zjawił się przed nią nie ze zwierzęcą namiętnością. Wyznajmy jednak smutną prawdę. Ten mężczyzna był przecież tylko... idjotą!

∗             ∗

Nazajutrz po opisanem zdarzeniu Kaśka czuła się tak chorą, że nie była w stanie zająć miejsca na podwyższeniu i przybrać zwykłej pozy. Dojmujące kurcze, jakie ściskały jej wnętrzności, zmuszały ją do tłumienia w sobie jęków, wydzierających się gwałtownie na usta. Przytem cierpiała ból głowy i silne osłabienie krzyża.
Chwilę stała milcząca i zgnębiona tym swoim stanem, trzymając w ręku ściągnięty z siebie kaftanik.
Wodnicki siedział na małym, drewnianym koziołku, także chmurny i zdenerwowany. Słota przeciągała się ciągle, a nerwy młodego chłopca rozprzężały się pod wpływem tej wilgoci. Popatrzył chwilkę na Kaśkę, poczem odrzucił mokre płaty, okrywające projekt Karjatydy.
— Możesz już iść sobie — wyrzekł po chwili, zakrywając znów swą pracę; — nie masz tu po co przychodzić, już jesteś niepotrzebna!
Niepotrzebna!
Tak — zaprawdę, była niepotrzebna. Jeszcze jeden wyzysk jej ciała, ściągnięcie tego co się dało z najlepszych części jej istoty, a potem zimna odprawa.
Odejdź! — jesteś niepotrzebna!
Zostawiła tu wszystko, co miała najlepszego, najpiękniejszego w sobie ta nędzarka; ciało jej da może sławę, kto wie, może dużo pieniędzy, ale ona sama, ona, ten szkielet, to rusztowanie, na którem wznoszono arcydzieło, odejść precz może — bo już niepotrzebna! Kaśka, milcząc, zbierała się do odejścia.
Znów uciekał jej z rąk zarobek, jakiego się spodziewała, bo rzeźbiarz nie miał widocznie zamiaru opła-