Strona:Gabrjela Zapolska-Kaśka-Karjatyda.djvu/288

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Poznał Kaśkę odrazu. Wzbudziła w nim pewien rodzaj uwielbienia, pomimo obszarpanych łachmanów, jakimi była okryta. Wzrósłszy pomiędzy powiększanemi postaciami posągów, patrząc na te wielkie torsy, biodra, potężne uda, olbrzymie karki, — pogardzał drobnemi istotami, wpadając w rodzaj ekstazy na widok zolbrzymiałych członków. Kaśka ze swem rozrośniętem ciałem wyróżniała się wśród tłumu i odrazu zyskała aprobatę głuchoniemego. Usiadł więc przy niej, wydając dzikie krzyki i ciągnąc ją za rękę. Ona poznała go również i patrzyła na niego, nie mówiąc wszakże słowa. Wiedziała, że się to na nic nie zda — kaleka jej nie zrozumie. Powoli widok tego chłopca obudził w niej bolesne wspomnienia. Wszakże to była u rzeźbiarza tego samego dnia, w którym wpuściła Rózię na strych i poznała ją z Janem. Dwie wielkie łzy spłynęły z podsiniałych oczów dziewczyny i toczyły się zwolna po wychudłych policzkach.
Lecz głuchoniemy porwał się nagle i przykląkł tuż przy niej. Brudną i gipsem powalaną ręką obtarł te łzy, lśniące jasną bruzdą wzdłuż twarzy kobiety. Chłopak miał serce niezmiernie wrażliwe na cudze cierpienia. Często psy nie znoszą łez i płaczu człowieka. Ten niemy chłopak miał taką psią litość nad nieszczęściem Kaśki. Wrzaski pawia, jakie wydawał dla wyperswadowania dziewczynie zbytniego smutku, mogły rzeczywiście rozweselić niejednego.
Ale Kaśka nie uśmiechała się, pomimo komicznych grymasów, jakie chłopak wyprawiał. Patrzyła nań wciąż przez łzy, które zeszkliły jej źrenice. Kaleka wykonywał teraz nadzwyczajne skoki, ku uciesze kilku obszarpanych dzieciaków. Te wyrosły nagle jakby z pod ziemi i stały ponad rynsztokiem brudne, blade, a mimo to szczerze roześmiane z małpich min głuchoniemego. Kaśka spojrzała na tę grupę obdartusów, z których najmłodsze liczyło zaledwie rok życia. Trzymała je na ręku kilkoletnia dziewczynka, a dziecko wybladłe, wynędzniałe, zwieszało głowę dużą o nagiej prawie czaszce, niekształtną, wielką jak bania, głowę prawdziwego idjoty. Kaśka doznała dziwnego ściśnienia — dziecko takie i ona mieć będzie, a choć to jeszcze do tej