Strona:Gabrjela Zapolska-Kaśka-Karjatyda.djvu/284

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Z okien świątyni padały promienie świateł, rozkładając się różnokolorową strugą na kamiennej posadzce.
Kaśka, podniósłszy głowę, łzawemi oczami wpatrywała się w te wesołe światełka, mieniące się barwą tęczy. W uszach jej brzmiała ilość pacierzy, wyznaczona przez księdza jako pokuta. — Siedem Ojczenaszów, siedem Zdrowasiek, jedno Wierzę. Cóż było to bezmyślne klepanie wyuczonych słów w porównaniu z męczarnią, jaką nosiła w swem łonie?
Na klęczkach posunęła się do ołtarza i wsparła głowę o wygiętą tegoż podstawę. Biały, cieniuchny obrus dotykał jej rozpalonej twarzy. Moczyła go łzami, które teraz gorącą strugą płynęły po jej policzkach. Ponad ołtarzem wybladła i zmęczona twarz Chrystusa, w cierniowej, ze złocistej blachy ukutej koronie, ukazywała się z ciemnego tła, jak uosobienie bólu i znękania. Na białej płycie, pomiędzy lichtarzami, na stopniach nawet ołtarza, żółciły się drobne figurki z czystego wosku, tak zwane „ofiarki“. Dziwaczne te krzyżyki, laleczki, ręce lub nogi, pokrzywione, niekształtne, składane w chwili rozpaczy lub wdzięczności za otrzymane dobrodziejstwo, służyły później na świece, które, po stopieniu wosku z tychże ofiarek, z łatwością były wyrabiane.
Za dobrych czasów Kaśka niejednę taką ofiarkę złożyła u stóp ołtarza. Dziś klęczy, wpatrzona mimowoli w ten wosk żółty, przezroczysty, który często gryzła i połykała, dziwiąc się, że ma smak nieokreślony.
— Chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj!.. — szepczą jej spieczone gorączką usta.
Jest to miljonowa cząstka pacierzy, które odmówić ma za popełnione grzechy.
— Chleba naszego!...
Szum w uszach dziewczyny powiększa się z każdą chwilą, a ręka nerwowym ruchem wysuwa się w stronę „ofiarek“.
— I odpuść nam nasze winy!
Kaśka popełnia w tej chwili świętokradztwo. Ze stóp ołtarza chwyta żółty, drobny krzyżyk i gniecie go kurczowym ruchem w palcach. Poczem podnosi kawałki