Strona:Gabrjela Zapolska-Kaśka-Karjatyda.djvu/254

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zwyczajnych uszów i nie myślała tak prędko opuszczać kancelarji. Bawiła się, czy obserwowała. Jedno z dwojga.
Urzędnik podwajał grzeczności. Z uprzejmością najwyższą wyjął pudełeczko kapsułek smołowych, częstując niemi damę.
— Niech pani weźmie, proszę — nalegał ze staropolską gościnnością; — mnie to zawsze dobrze robi. Gdy mam po przepiciu katzen-jammer i uczuję się mat, zaraz wezmę kapsułkę. To może się zdawać żart, ale to już tak jest. Zresztą, ja pani nie sekuję, niech pani weźmie, albo nie...
A przechylając się, dodał ze znaczącem zmrużeniem oczu:
— Czasem się człowiek zalampartuje, cóż robić? to nie grzech...
Tymczasem w pierwszej izbie powoli zaczął wzrastać szmer wcale niedwuznaczny. Znudzeni długiem milczeniem żydzi poczęli szeptać pomiędzy sobą, a słowo „cham“ brzęczało jak natrętna mucha w powietrzu.
Stojący w pobliżu chłopi, jakkolwiek pełni rezygnacji i apatji, która im nadawała wszelkie kwalifikacje na posłów sejmowych, zaczęli strzyc uszami i obruszać się na szwargotanie żydowskie, którego głównej treści domyślali się łatwo. Zresztą słowo „a,cham“ we wszystkich żargonach ma jedno znaczenie, a ton pogardliwy nie uszedł ich baczności. Policjanci nie zwracali w tej chwili wielkiej uwagi na gromadę swych jeńców. Wchodzili i wychodzili, trzaskając drzwiami i potrącając co chwila Kaśkę, która przytulała się do ściany, pragnąc zajmować jaknajmniej miejsca.
Jeden z chłopów, dotknięty wreszcie do żywego, wpakował czapkę na kudłaty łeb i, wziąwszy się pod boki, postąpił ku żydom.
— A z widkiż tobie żydu przyszło mene chamom nazywaty? — począł groźnie, zaciskając pięście w sposób wcale niedwuznaczny.
Zainterpelowany w ten sposób Polak wyznania mojżeszowego poskoczył naprzód, machając dziwacznie rękami: