Strona:Gabrjela Zapolska-Kaśka-Karjatyda.djvu/242

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wody, wylewała często całe strugi, które ściekały daleko po stopniach schodów. Jan wpadał wtedy w złość wielką i nie oszczędzał wcale swej dawnej kochanki, nazywając ją „latawcem“ i Bóg wie jakiemi nazwy. Marynka zaciskała usta i wchodziła wolno na górę, trzymając się konwulsyjnie poręczy. W głowie jej rodziła się myśl gorzka. Ot — co zyskała, włócząc się z mężczyznami! Zdrowie straciła i dobrego słowa usłyszeć nawet nie może. Och! gdyby raz jeszcze wróciły jej siły, wiedziałaby, jak się zachować i co robić!
Tymczasem jej głucha nienawiść do wszystkich mężczyzn koncentrowała się głównie na Janie. Innych swych kochanków nie widywała prawie, wychodząc teraz mało. Ale on był ciągle koło niej, kręcił się przed jej oczami, uosabiając cząstkę jej zguby, jej obecnego nieszczęścia. Ta napaść Jana, to nazwanie jej „latawcem“ wtedy, kiedy on sam ją na to „latanie“ namawiał i wyciągał, zdało się jej niesprawiedliwością wielką. Całą więc swą sympatję zwróciła na Kaśkę, którą widziała wybladłą i cierpiącą. Odkąd sama zachorowała, odczuwała lepiej cierpienie drugich. Ona sama upadała na siłach, a przyczyną jej zguby byli mężczyźni; Kaśka słabła także z tegoż samego powodu, a w dodatku była zdradzoną.
Nie! Marynka na to obojętnym wzrokiem patrzeć nie mogła.
I raz zeszły się koło studni te dwie dziewczyny, przed rokiem kwitnące zdrowiem, zbytkiem sił i młodzieńczej krasy. Wiosna śmiała się dokoła, ścieląc zieleń i promienie słoneczne. Poza sztachetami, oddzielającymi dziedziniec od spadzistej powierzchni placu, zieleniła się młoda trawa, przysypana lekko pyłem miejskim. W dali żołnierze biegali szybko, formując równe linje, lub łamiąc się w dziwaczne zygzaki. Wał kolejowy nie zazielenił się jeszcze, tylko wznosił się szary, kręcąc się, jak wąż olbrzymi, połyskujący gdzieniegdzie nowemi, świeżo układanemi szynami.
Marynka spojrzała pierwsza na nienawidzoną dawniej przez siebie dziewczynę. W tem słońcu wiosennem twarz Kaśki zdawała się jeszcze żółciejszą, a oczy bardziej zapadłemi. Od zajścia na strychu obie dzie-